Oddziaływanie na rzeczywistość, rozwój, nauka i religia

Oddziaływanie na rzeczywistość, rozwój, nauka i religia

Dziś tak bardziej egzystencjalnie. Od pewnego czasu zauważam spore zmiany w swoim życiu, jak i otoczeniu. Przełączanie się na nowe algorytmy i wartości, zmiany w rzeczywistości, których pewnie nie jeden nie dostrzeże.

Silna potrzeba rozwoju

Jeśli chodzi o moją osobę, zacząłem stawiać na rozwój osobisty pod każdym możliwym względem. Począwszy od fizycznego, a skończywszy na mentalnym. Czuję potrzebę rozwijania się w każdym kierunku, spróbowania rzeczy z którymi dotychczas nie miałem w ogóle styczności lub dawno zaprzestałem ich praktykowania. Od czynności banalnych typu bieganie, pływanie, aerobik, ćwiczenia poprzez takie których chciałbym spróbować jak jazda na rolkach, nartach, snowboardzie, nurkowanie, szybka jazda rowerem po górach i szlakach, a skończywszy na całkowicie ekstremalnych – skakanie ze spadochronem, zjazdy na nartach po stromych szczytach, paralotnia czy wingsuit. Podobnie jeśli chodzi o te niefizyczne potrzeby, czytanie, słuchanie muzyki, zmiany podejścia do pewnych spraw, uświadamianie sobie, że nie będzie drugiej szansy na przeżycie swojego aktualnego życia. Mam potrzebę tworzenia, już samo to że piszę ten blog w pewnym stopniu właśnie z niej wynika, ale nie tylko.. chciałbym wrócić do gry na pianinie, może kiedyś będę do tego stopnia rozwinięty, że zacznę tworzyć muzykę, przelewając to co mam w głowie na pięciolinię. Dużo w moim życiu się dzieje, a będzie się działo jeszcze więcej, muszę bardziej planować swój czas, ponieważ zaczyna mi go brakować na rzeczy, które chciałbym robić.

Oddziaływanie na rzeczywistość

Dostrzegam też pewne zmiany w moim otoczeniu jak i dziwne zbiegi okoliczności, które mogłyby się wydawać dzieją się zupełnym przypadkiem. Ostatnimi czasy coraz częściej mam tak, że temat który aktualnie zajmuje mój umysł przyciąga zdarzenia lub powiązania, co tylko potwierdza potęgę naszej podświadomości oraz prawo przyciągania. Dla przykładu wczoraj czytałem ciekawy artykuł o długu nulifikacyjnym, w skrócie, że we wszechświecie nie ma nic za darmo, jeśli coś bierzesz, musisz coś dać w zamian. Po czym dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłem na dość wzruszający film o tym jak syn spłaca kredyt za dom swoim rodzicom, którzy poświęcili się, aby go wychować. Każdy z nas ma dług wobec swoich rodziców, który w pewien sposób trzeba im spłacić czy to pomocą materialną czy fizyczną. Mam wrażenie, że bardzo pomalutku, ale świat zaczyna trybić i przestawiać pewne wartości, z tych błędnych na właściwe. Oczywiście wszystko zależy od naszej percepcji, przez którą czasami można odnieść mylne wrażenia, czego i ja jestem świadom.

Nauka, a religia

Jednak nie tylko o tym chciałem napisać. Pewnie nie jeden zastanawia się czy da się pogodzić naukę z religią? Odpowiedź na to pytanie nie może być jednoznaczna i w ogromnej mierze zależy od naszego światopoglądu. Dla mnie ( słowo klucz ) religia oraz nauka w pewnym sensie się zazębiają. Nie mam tutaj na myśli typowo współczesnej nauki gdzie wszystko jest brane na logikę, a to czego nie da się udowodnić nie ma prawa bytu. Tylko jak udowodnić coś czego człowiek nie jest w stanie pojąć swoim ograniczonym umysłem? Czy to że czegoś nie słyszymy oznacza, że nie wydaje dźwięków? Czy to że czegoś nie widzimy oznacza, że tego nie ma? Pewnie każdy naukowiec odpowie przecząco, dzisiaj technologia pozwala zobaczyć to czego nie widać i usłyszeć to czego ludzkie ucho nie jest w stanie, ale czy oby napewno jesteśmy w stanie zobaczyć i usłyszeć cały zakres? Co jeśli istnieją pierwiastki, cząstki, których my w stanie nie jesteśmy dostrzec, a które mogłyby wyjaśniać np. grawitację? Może czas zmienić myślenie? Może czas założyć, że człowiek nie był, nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie doskonały? Człowiek jak widać ma ograniczone nie tylko możliwości, ale również myślenie.

Czy idea religii jest słuszna?

Sama idea religii jest szczytna, ale czy pod każdym względem? W to, że istnieje Bóg ( dla każdego znaczy coś innego ) nie wątpię, bo tylko głupiec odrzuca od siebie taką myśl. Wszystko co istnieje nie wzięło się samo z siebie, już nawet nie mowię tutaj o ciele fizycznym człowieka, które jest tak skomplikowane, że twierdzenie iż jest to dzieło przypadku to czyste szaleństwo, ale o umyśle i świadomości człowieka, która wykracza poza granice zrozumienia ludzkiego. Tylko, że założenia religii tworzą iluzoryczny świat który utrzymuje ludzi w błędnych przekonaniach. Według religii istnieje Bóg, który jest naszym władcą, pełnym miłości, sprawiedliwym, nie ingerującym w nasze sprawy tutaj na ziemi za wyjątkiem wysłania swojego syna, który złożył swoje życie w ofierze za nasze grzechy, a więc wynika z tego, że nie musimy zbytnio się nawet starać o to, żeby po śmierci trafić do nieba gdzie będziemy mogli zasiąść u jego boku jako jego poddani. No i właśnie, nie musimy się starać, wystarczy, że będziemy względnie dobrymi ludźmi. Według mnie, moich przekonań, wierzeń i wiedzy to stwierdzenie jest błędne. Każdy z nas powinien sobie uświadomić podstawową rzecz, że my i Bóg to jedno. Że Ty i ja to jedno. Mój rozwój to Twój rozwój, a Twój rozwój to mój rozwój, nasz rozwój, rozwój ogółu. We wszechświecie nie ma miejsca dla pasożytów, są z góry na przegranej pozycji. Jeśli swoim życiem nie pokażesz, że jesteś kimś wartościowym to poprostu przestaniesz istnieć, a raczej Twoja świadomość, która jest częścią Boga dążącego do samodoskonalenia się.

Religia, a życie pozaziemskie

Dodatkowo religia nie mówi tego wprost, ale wyklucza istnienie życia pozaziemskiego. Gdyby za jakiś czas okazało się, że jest życie na innej planecie, albo co gorsza dla religii nawiązalibyśmy kontakt z inną cywilizacją to sprawa mocno by się skomplikowała. Ludzie masowo zaczęliby wątpić w to czego ona naucza, a raczej tego jak ją interpretują. Inną kwestią jest dzisiejsza generacja, która produkuje masowo ateistów, nastolatków którzy przestają wierzyć w Boga, bo.. no właśnie, dlaczego? Osobiście ze świecą szukać wśród moich znajomych osób, które praktykują, bo chcą. Przeważnie wygląda to tak, muszę iść do kościoła, bo ojciec zły, że nie chodzę, tylko czy takie pokolenie nie spowoduje tego, że religia straci swoją moc i pozycję w przyszłości, kiedy to już nie będzie dla kogo do tego kościoła chodzić?

Co sądzisz o tym wpisie?